Niezwykła kolekcja – 9 płyt Andrzeja Mitana
Ich egzemplarze znajdują się w muzeach na całym świecie: w Centrum Pompidou w Paryżu, w archiwum ruchu Fluxus w Nowym Yorku, Tokio, Moskwie, gdzie zostały zaprezentowane w ramach Dni Kultury Warszawy w 88 roku. Pokazano je również w Berlinie w galerii Gianozzo i w galerii Daad, na wyjątkowej wystawie awangardowych eksperymentów muzycznych. „Dla mnie najważniejsza była jednak wystawa w Galerii RR w Warszawie” – mówi Andrzej Mitan – pomysłodawca, twórca i wydawca serii dziewięciu artystycznych płyt „Klub Muzyki Nowej Remont”.
narodziny alternatywy
Najpierw powstało pięć. Była druga połowa 1984 roku. „W ciągu niespełna dwóch miesięcy ujrzała światło dzienne unikalna seria pięciu płyt dokumentujących artystyczną twórczość polskiej awangardy muzycznej: Helmuta Nadolskiego, Andrzeja Bieżana, Andrzeja Mitana, Andrzeja Przybielskiego i Janusza Dziubaka. Seria nosi nazwę „Klub Muzyki Nowej Remont” i została wydana przez Akademickie Biuro Kultury i Sztuki Alma-Art., w nakładzie 1000 egzemplarzy każdego tytułu. Okładki płyt zostały wykonane w formie rękodzieła artystycznego przez wielkich polskich artystów awangardowych: Edwarda Krasińskiego, Andrzeja Szewczyka, Ryszarda Winiarskiego, Jerzego Czuraja i Tadeusza Rolke” – pisał sekretarz zarządu Związku Polskich Autorów i Kompozytorów, zapraszając członków stowarzyszenia na spotkanie dyskusyjne połączone z prezentacją płyt. Trzy lata później w tempie dwukrotnie szybszym, bo w przeciągu zaledwie
miesiąca, powstały cztery kolejne tytuły: „Ptaki” Andrzeja Mitana, „The Golden Violin” Jarosława Kozłowskiego, „Psalm” Andrzeja Mitana i Cezarego Staniszewskiego oraz płyta Krzysztofa Knittla „Lapis. Low sounds”. Andrzej Mitan wyjmuje z pudełek 9 płyt. Spogląda na nie: „Jest rok 2005 – mówi, – to było dwadzieścia lat temu i dotychczas nic podobnego w tym kraju się nie wydarzyło. Niektórzy twierdzą, że są jakąś alternatywą, niezależną formacją, ale to nieprawda. To tylko nazwy wytrychy, holowniki do kariery. Tu jest źródło (artysta ogarnia wzrokiem mieszkanie), tu jest miejsce, gdzie zaczęła się autentyczna alternatywa.” W albumie wydawnictwa Broken Music dokumentującym niezwykłą wystawę w galerii Daad i przedstawiającym historię fonografii od wynalazku Edisona po czasy współczesne, reprodukcje okładek płyt Andrzeja Mitana znajdują się obok prac Andy’ego Warhola, Maholy-Nagy’ego, Jeana Dubuffeta, czy Milana Knízˇáka. Takie sąsiedztwo bez wątpienia nadaje im dodatkową wartość i świadczy o wyjątkowości serii. Jednak dopiero bezpośredni kontakt z tymi płytami pozwala zrozumieć, co różni je od tradycyjnie wydawanych albumów i dlaczego zasługują na miano niezwykłych.
oblicza niezwykłości
Choć tworzą jedną serię, każda płyta wygląda inaczej, każdy album ma też swoją historię. Oryginalne okładki odzwierciedlają wizje poszczególnych artystów. Ta do „Jubileuszowej Orkiestry Helmuta Nadolskiego”, wykonana według projektu Andrzeja Szewczyka, została wyklejona wiórkami czerwonych kredek, których zakupiono i ostrugano 10 kilogramów. W środku znajduje się fotografia artystów. Andrzej Mitan wskazuje na tancerkę: „To Iliana – pół Kolumbijka, która tańczyła w Teatrze Wielkim i związała się z nami. Jej funkcją był, jak to nazwałem; bezszelestny dance”. rzeczywiście, w spisie wykonawców obok nazwiska Iliany Alvarado widnieje napis: „bezszelestny dance”. Wśród wymienionych osób znajduje się też Witold Leszczyński, reżyser i scenarzysta filmowy, który był na widowni podczas koncertu udokumentowanego na płycie. Przy jego nazwisku zdanie: „To było bardzo piękne”. „To są nagrane jego słowa z pierwszego rzędu” – komentuje Andrzej Mitan. Na następnej okładce, zaprojektowanej przez Edwarda Krasińskiego, jest znak firmowy artysty: pasek niebieskiej taśmy o szerokości 19 milimetrów. „Za ten pasek Edzio Krasiński siedział w Paryżu w więzieniu, bo opaskował
nim wybrzeże Sekwany” – wspomina Andrzej Mitan. Do okładki płyty „Janusz Dziubak tytuł płyty” niebieski pasek przytwierdza pudełko zapałek: „Jak zabraknie, można skorzystać” – komentuje pomysłodawca serii i otwiera okładkę. „Tutaj świetny jest Tryptyk: Prząśniczka AD 1981, czas trwania 0, na milczący flet, budzik i fortepian, Prząśniczka 82 na milczący flet, budzik i milczący fortepian oraz Prząśniczka 83 na milczący flet, milczący budzik i milczący fortepian. Na tej płycie jest część utworów, których Dziubak nie był w stanie zagrać; skomponował coś takiego, czego nie potrafił odtworzyć. Wykonywał to wtedy Włodek Pawlik”. Wśród zagranych przez Włodzimierza Pawlika utworów są np.: „Radość wielkiego poranka”, „Ja i czas”, „Serenada misia dla wróbelki”, „Marsz Trytonów w diabelstwo”.
Okładkę kolejnej płyty „Andrzej Mitan w Świętej Racji” zdobi grafika Ryszarda Winiarskiego. Czarno-białą kompozycję pokrywają czerwone, niesymetrycznie rozprzestrzenione krople. „Ryszard Winiarski wkraplaczem do oczu, czerwonym akrylem chrzcił taką krwią 1000 płyt. To jest jego nietypowa grafika”. Na płycie dwa utwory Andrzeja Mitana o charakterystycznych dla artysty tytułach w postaci oznaczeń czasowych: 19’36 i 20’00. Jaka jest geneza takiego tytułowania? Okazuje się, że bardzo prozaiczna: „Kiedy nie mam jakiejś konkretnej wizji, to jest najprostszy sposób”.
Na następnej okładce czarno-biała fotografia przedstawiająca grupę kilku osób. Wśród nich filozof, artysta i teoretyk sztuki, Stanisław Cichowicz, oraz szef Galerii Foksal, Wiesław Borowski. Zdjęcie, wykonane w galerii przez Tadeusza Rolke, jest jakby wyblakłe. Jedyna wyraźna postać to roześmiany Andrzej Bieżan. Na górze autor projektu, Tadeusz Rolke, własnoręcznie napisał: „Andrzej Bieżan. Miecz Archanioła”. Sam podpisał też pozostałe 999 sztuk.
„Jak ją dotkniesz, to przekonasz się, że jest w sferze dotyku” – opowiada o następnej płycie Andrzej Mitan.
Zaprojektowana przez Jerzego Czuraja okładka wykonana jest z czarnego, miękkiego, welurowego papieru, który udało się zdobyć w jedynej produkującej go wówczas firmie w Polsce Klejn-Feliniak w Rembertowie. Po prawej stronie czarnej powierzchni biegnie błękitna tasiemka, a na niej niebieski napis: „Andrzej Przybielski w sferze dotyku” – każdy egzemplarz został podpisany przez Jerzego Czuraja.
„A na pomysł tej wpadł Cezary Staniszewski, kiedy byliśmy w knajpie rybnej Mesa przy placu Zbawiciela – opowiada Andrzej Mitan, wskazując okładkę „Psalmu” – Jedliśmy śledzia z ziemniakami i w pewnym momencie spoglądając na obrus, Cezary powiedział: ‘Patrz, jaki piękny psalm’. Zawsze w tych komunistycznych restauracjach były białe obrusy, a z nich zwisały metki, więc i my taką metkę zastosowaliśmy”. Tradycyjna, kartonowa okładka „Psalmu” owinięta jest w biały obrus, do którego w górnym prawym rogu przyczepiono „metkę” – kartkę z tytułem płyty i nazwiskami autorów.
W albumie Krzysztofa Knittla można znaleźć nie tylko jego muzykę („Lapis” i „Low sounds”), ale również... włosy. Włodzimierz Borowski wplótł je pomiędzy litery nazwiska artysty widniejące na okładce. „Trzeba było zgolić Knittla – opowiada ze śmiechem Andrzej Mitan – Jest jednak trzysta falsyfikatów, bo Krzysiowi zbrakło włosów i musiała ich użyczyć moja żona”.
Okładka „Ptaków” też została wykonana z mało tradycyjnych materiałów. „Miałem w Warce kolegę – opowiada Andrzej Mitan – W latach osiemdziesiątych prowadził firmę rzemieślniczą; produkował sadzyki na ryby. Pojechałem do niego i zaproponowałem, żeby przestawił produkcję i zapakował mi 1000 płyt w taką siatkę. On się zgodził i oto są: ptaki w klatce”. Natomiast imię i nazwisko kolejnego artysty, a równocześnie projektanta, zdają się wygrawerowane w złocie. Czy mogła wyglądać inaczej płyta Jarosława Kozłowskiego „The golden violin”?
geneza kolekcji
Co było impulsem do wydania pierwszych pięciu płyt? Obok pragnienia zarejestrowania osiągnięć cenionych przez Andrzeja Mitana muzyków, najważniejsza była chęć udokumentowania twórczości zmarłego 15 grudnia 1983 roku Andrzeja Bieżana, po którego muzycznej działalności zostało zaledwie kilka nagrań. Oprócz „Poligamii”, „Miecza Archanioła”, „Byłem i byłem” w jego albumie z serii Klub Muzyki Nowej Remont artyści umieścili też życiorys muzyka, opisujący jego twórczą działalność. Wewnątrz okładki „Jubileuszowej orkiestry Helmuta Nadolskiego” znajduje się dedykacja: „Andrzejowi Bieżanowi – Helmut i przyjaciele”, a na samej płycie utwór Bieżana „Isn’t it”. Dlaczego nie skończyło się na pierwszych pięciu płytach? „Kiedy w 87 roku organizowałem z Emmettem Williamsem i Cezarym Staniszewskim Międzynarodowe Seminarium Sztuki ETC postanowiłem przy okazji wypromować trochę sztuki polskiej”. Seminarium, oficjalnie rozpoczęte 23 maja w auli Politechniki Warszawskiej, było pierwszym tego typu przedsięwzięciem w Polsce. Wzięło w nim udział około 100 artystów z Japonii, Europy, Stanów Zjednoczonych, wśród których znaleźli się Alvin Curran, Henri Chopin, Joan Jonas, Ann Noël, sam Emmett Williams i wielu innych. Kilkudniową imprezę
zakończył „niemożliwy” (jak określił go sam wykonawca) performance Andrzeja Mitana w Pałacu w Rozalinie. W czasie tego seminarium 23 maja 1987 roku odbyła się pierwsza wystawa czterech, wykonanych w drugim cyklu produkcyjnym, albumów serii Klub Muzyki Nowej Remont w Galerii RR. Trzy lata wcześniej 24 października, w przeddzień rozpoczęcia festiwalu Jazz Jamboree w tym samym miejscu pokazano pierwszą część serii na wernisażu „Pięć płyt gramofonowych”.
ludzie sztuki Andrzej Mitan nie musiał szukać znajomości z muzykami, których twórczość chciał utrwalić na czarnych krążkach. Wszystkich ich znał, byli jego współpracownikami. Z Andrzejem Bieżanem działał w założonej przez siebie formacji Super Grupa Bez Fałszywej Skromności. Grupa powstała w 1981 roku. Należeli do niej również Andrzej Przybielski, Helmut Nadolski, Janusz Trzciński, Mieczysław Litwiński i Czesław Adamowicz. Za największe osiągniecie tamtego okresu Andrzej Mitan uznaje „Księgę Hioba”. Był to spektakl zaprezentowany w ramach Jazz Jamboree ‘81 z tekstem biblijnym w tłumaczeniu Czesława Miłosza, do którego muzykę skomponowała i wykonała właśnie Super Grupa Bez Fałszywej Skromności. 22 października obok Andrzeja Mitana na scenie Teatru Małego w Warszawie wystąpili: Andrzej Przybielski, Janusz Trzciński, Jacek Bednarek, Zdzisław Wardejn, Jerzy Pożarowski i Krzysztof Kolberger. Drugiego przedstawienia w Stoczni Szczecińskiej im. Warskiego nie udało się już zrealizować ze względu na wprowadzenie stanu wojennego. Natomiast kilka lat później w 1985 roku w Studiu Teatru STU udało
się zarejestrować „Księgę Hioba” na płycie w wersji niemieckiej, hebrajskiej, angielskiej i polskiej. Już choćby ze względu na tę wielojęzyczność można mówić o niezwykłości płyty. Andrzej Mitan pamięta, że nagranie trwało dobę, bowiem celowo sprowadzeni konsultanci dokładnie czuwali nad poprawnością językową wygłaszanych przez aktorów kwestii. Przedsięwzięcie nagrania tej płyty jest tym cenniejsze, że jest ona jedyną oprócz autorskiej serii Klubu Muzyki Nowej Remont płytową dokumentacją twórczości muzycznej Andrzeja Mitana.
Natomiast z Krzysztofem Knittlem, Tadeuszem Sudnikiem i Januszem Dziubakiem Andrzej Mitan współpracował w ramach Niezależnego Studia Muzyki Elektroakustycznej. Grupa działała w czasie stanu wojennego, bardzo często grała w kościołach całej Polski, wykonując „Psalmy”, „Apokalipsę według świętego Jana”, „Pieśń nad pieśniami”. „Koncertowaliśmy też w Berlinie Zachodnim – dodaje Andrzej Mitan – występ Inventionen”.
Autor „The Golden violin”, tak jak Andrzej Mitan, był przyjacielem ruchu artystycznego Fluxus, w którym jedną z ważniejszych ról odgrywał Emmett Williams. „Ja się najpierw poznałem z Emmettem, a dopiero później z Kozłowskim – wspomina Andrzej Mitan – Kozłowski był rektorem Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu.
Na jego wystawę w Galerii RR załatwiłem mu dywan, który miał być jednym z elementów ekspozycji. Poszedłem do proboszcza kościoła Zbawiciela i on pożyczył mi dywan z samego ołtarza”. Twórca Klubu Muzyki Nowej Remont podkreśla rolę realizatorów dźwięku w tym przedsięwzięciu. „Same nagrania płyt
to zasługa dwóch Tadeuszów: Sudnika i Konadora”. Jak poznał Konadora? „Na początku lat 80. na zaproszenie Piotra Strojnowskiego wystąpiliśmy razem na koncercie inaugurującym działalność zespołu Daab”. Rozpoczęta w czasie stanu wojennego współpraca z Sudnikiem trwa do dziś. Obecnie obaj artyści występują w stworzonej przez Andrzeja Mitana i Janusza Skowrona na początku lat 90. grupie Koncert Figur Niemożliwych, wykonując „Polski Poemat Dydaktyczny”.
Do realizacji projektu Klub Muzyki Nowej Remont Andrzej Mitan nie musiał poszukiwać zarówno muzyków, jak i plastyków. „Ja z nimi współpracowałem przez wiele lat – opowiada – Nie byli ludźmi poznanymi specjalnie, aby zaprojektować dla mnie okładki. Ich uczestnictwo w projekcie naturalnie wynikało z przeróżnej współpracy: mnie jako artysty z nimi, czyli wspólnych realizacji lub też mnie jako animatora sztuki, kiedy organizowałem im wystawy, kiedy oni brali udział w organizowanych przeze mnie festiwalach”.
Z Ryszardem Winiarskim Andrzej Mitan zaprzyjaźnił się, kiedy współpracował z jego pracownią w Akademii
Sztuk Pięknych. „Z Włodkiem Borowskim znamy się od początku lat 80. a nawet chyba wcześniej – od lat
siedemdziesiątych”. Z Andrzejem Szewczykiem w 1983 roku przygotowywał wspólne wystawy. Mniej więcej w tym samym czasie poznał Tadeusza Rolke na wystawie Edwarda Krasińskiego. A samego Krasińskiego rok wcześniej – podczas wigilii, którą zorganizowali w Remoncie, kiedy klub ponownie został otwarty (stan wojenny). Andrzej Mitan pamięta, że wśród zgromadzonych wówczas klubowiczów obecny był również biskup Miziołek. Cezarego Staniszewskiego poznał w 1969 roku. Mieszkali razem podczas studiów w KUL-u. „Tu nie ma ludzi przypadkowych – mówi Andrzej Mitan, spoglądając na płyty – To są osoby, które później zostały prezesami Związku Kompozytorów Polskich, profesorami, wykładowcami na najlepszych uczelniach... I nie jest przypadkowa cała praca związana z wydaniem tych płyt, tylko że wtedy była ona jedynie jakimś marginesem oficjalnej działalności”.
pod papugami
Ludzie współpracujący z Andrzejem Mitanem nad wydaniem serii byli wyjątkowi. Powstały więc niezwykłe okładki płyt z niezwykłą muzyką. Ale i miejsca, gdzie dokonano nagrań, oraz sposób pracy nad dźwiękiem również bywały niecodzienne. W tradycyjnym studiu zostały nagrane: Janusza Dziubaka „tytuł płyty”, „Andrzej Mitan w Świętej Racji”, „W sferze dotyku” Andrzeja Przybielskiego. Część płyty Andrzeja Bieżana – w Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia. Nagrania udostępnił twórcom szef tego studia – Józef Patkowski. Stąd pochodzi też utwór „Isn’t it” znajdujący się na płycie Nadolskiego. Druga strona „Miecza Archanioła” jest szczególna, bo po raz pierwszy w Polsce nagrana w systemie DIGITAL na testowym sprzęcie przekazanym muzykom przez firmę „Leastrom”. „Właściwie to Tadeusz Sudnik dostał ten sprzęt – on znał szefa firmy” – wyjaśnia twórca serii.
Krzysztof Knittel sam dostarczył swoje nagrania z Buffalo, podobnie Jarosław Kozłowski – z berlińskiej Daadgalerie. Muzyka z płyty Nadolskiego została zarejestrowana przez samych artystów na festiwalu Jazz Jamboree w 1983 roku za pomocą zwykłego magnetofonu kasetowego. „Kiedy nagrywaliśmy jego płytę u Tadeusza Sudnika w domu, Helmut był w Bremie – opowiada Andrzej Mitan – To tam dowiedział się, że płyta wyszła”. U Tadeusza Sudnika w domu został też zrealizowany „Psalm”.
Najciekawsza jest jednak historia nagrania „Ptaków”. Andrzej Mitan pokazuje mi kartkę papieru. To podanie do właścicieli sklepu przyrodniczego Egzotyka na Nowym Świecie w Warszawie. Czytam:„Zwracamy się z uprzejmą prośbą o wypożyczenie 40 sztuk papug w pięciu dużych klatkach niezbędnych w działaniu artystycznym Galerii RR w dniach 31.05–4.06.1985. Należność uregulujemy zgodnie z przedstawionym przez sklep rachunkiem. Jednocześnie zapewniamy o gotowości pokrycia ewentualnych strat związanych z przebywaniem ptaków w galerii”. Śmieję się i pytam Andrzeja Mitana o skutek: czy udało się wypożyczyć papugi? „Oczywiście! – odpowiada – Przecież myśmy przez trzy doby mieszkali z tymi papugami w Galerii RR, zamknięci, z przegotowaną wodą i specjalną karmą! Tam
wykonałem performance – śpiew z papugami. Uczestniczyli w nim Cezary Staniszewski, Borowski i Wilmański – wersja live jest nagrana na płycie. Natomiast jej druga część została zrealizowana w sklepie Egzotyka i tam już dochodzą samochody, autobusy, komunikacja. A część została nagrana u Tadeusza Sudnika w domu”. Współpraca z papugami nie wydaje się najłatwiejsza: „Musiałem dostosować się do tego chóru i zaprezentować jakieś solo. Moim zdaniem dialog układał się bardzo konstruktywnie”. Skąd pomysł na taką płytę?
„Urodził się w chorym mózgu Andrzeja Mitana – żartuje, aby po chwili dodać: – Często miewałem papugi w domu, hodowaliśmy je również w czasach studiów w KUL-u...”
proza życia
Przedsięwzięcie Andrzeja Mitana nabiera szczególnego znaczenia jeszcze z innego powodu – nie był to przecież zwyczajny czas, tylko lata osiemdziesiąte, kiedy wszelkim „nienormalnym” przedsięwzięciom przyglądano się ze szczególną uwagą. Owszem, Andrzej Mitan otrzymał zgodę z Ministerstwa Kultury i Sztuki na wydanie pierwszych pięciu płyt, ale o finanse, materiały, cykl produkcyjny, musiał martwić się sam i w związku z tym niektóre czynności
odbywały się na sposób półlegalny. Zabierając się za drugą część serii, o zgodę do ministerstwa już się nawet nie zwracał. W realizacji niezastąpiony okazał się Andrzej Zaremba, który pełnił rolę współmenedżera i pomógł sfinansować projekt. Akademickie Biuro Kultury i Sztuki Alma-Art firmowało przedsięwzięcie. „Oni byli oficjalnym wydawcą.
Korzystając z ich osobowości prawnej zwracałem się do różnych instytucji o pieniądze. Dlatego wszędzie na płytach to właśnie Alma-Art widnieje jako wydawca. Było niemożliwe, żebym sam, prywatnie uzyskał jakieś pieniądze”.
Przy produkcji płyt pracowało około 20-30 osób. Lokal na Siennej, w którym wykonywano okładki, zamienił się w manufakturę. Każda płyta wyszła w nakładzie 1000 sztuk, zaprzyjaźnieni studenci i sami artyści mieli więc co robić. Żeby jednak zacząć produkcję, trzeba było zebrać materiały. Andrzej Mitan podkreśla znaczenie Warki w drugim cyklu produkcyjnym; stamtąd pochodziła nie tylko siatka na „Ptaki”, lecz także obrusy, w które został owinięty „Psalm”.
Po karton na okładki Andrzej Mitan pojechał razem z Andrzejem Zarembą do samego Świecia. Należało zakupić jeszcze 10 kilogramów kredek (Fabryka Wyrobów Biurowych w Pruszkowie), 50 dziesięciometrowych rolek papieru fotograficznego (firma FOTON w Bydgoszczy), a potem pociąć go na dwa i pół tysiąca kwadratów, zamówić druki na tekturze (Wojskowe Zakłady Kartograficzne w Warszawie), poprzyklejać opiłki kredek i pudełka zapałek, zrobić,
kupić, zamówić jeszcze wiele innych rzeczy, aby płyty prezentowały się należycie.
Pytam Andrzeja Mitana, co było najtrudniejsze w realizacji tego projektu. Czy może zebranie materiałów, nagrywanie...? „Wszystko było trudne, ale udało się – odpowiada – Przede wszystkim dla mnie to była ciężka fizyczna praca. Proszę sobie wyobrazić wniesienie na drugie piętro dwóch ton tektury na okładki. Zresztą zapewne stąd pojawiło się u nas MSW. Sądzili, że zajmujemy się produkcją jakiejś bibuły”. Twórca płyt podejrzewa, że sprawcą tej wizyty był jakiś życzliwy sąsiad. „To było tuż przed 19 października 1984 roku, przed dniem oficjalnego znalezienia zwłok księdza Popiełuszki – wspomina – Przyszli niebiescy, kapitan się przedstawił i chciał wiedzieć, co tu się dzieje. Powiedziałem, że wydajemy płyty i robimy okładki. Miałem świstek z Ministerstwa Kultury, na którym było napisane, że Minister wie o tym, co robimy i nie wyraża sprzeciwu. Poza tym wydawanie płyt przez Alma-Art tworzyło taką otoczkę oficjalności. Rozejrzeli się i dali nam dwa tygodnie na opuszczenie lokalu w związku z nielegalnym przebywaniem”. Czy było nielegalne? „Tak. Mój kolega odkrył, że na Siennej jest pustostan
i jest gdzie to robić. Bo gdzie to robić?! – ożywia się Andrzej Mitan – Pięć tysięcy płyt to było pół pokoju! Dlatego zaanektowaliśmy lokal do celów wydawniczych”. Zdążyliście w ciągu dwóch tygodni? „Tak, to akurat było pod sam koniec produkcji; 24 października miała być wystawa. Trochę przedłużyliśmy pobyt, ale nie było już takiego alarmu, bo sytuacja z księdzem Jerzym dramatycznie się wyjaśniła”.
wczoraj, dziś, jutroCzy dziś Andrzej Mitan zdecydowałby się na wydanie kolejnych artystycznych płyt? „Tak, tylko teraz żyjemy w innym otoczeniu, w innych czasach i kosztowałoby to bardzo dużo. Jest tłocznia w Słowacji, która może to zrobić i jest człowiek, z którym mógłbym tego dokonać. Myślałem o analogowej płycie „Księga Hioba”: wersja niemiecka, angielska, hebrajska i polska. Na pewno byłaby to moja własna twórczość – działalność charytatywną mam już
za sobą”. Artysta mówi, że chciałby nagrać płytę, w której jego współczesna twórczość zostałaby zestawiona z działaniami wcześniejszymi, np. z utworem „Kiedy umiera człowiek” z „Księgi Hioba”. „Teraz mam do śpiewu stosunek zdystansowany. Uważam, że muzyka w ogóle jest wyeksploatowana, że są tylko próby zaznaczenia swojej obecności na rynku, nie są to jednak propozycje nowej jakości artystycznej. Szukam poza klasycznymi dyscyplinami
jak muzyka, malarstwo...” Andrzej Mitan zgadza się, że dziś coraz liczniej podejmowane są przedsięwzięcia interdyscyplinarne: „Tylko że ja robiłem to 30 lat temu – komentuje. – Wszyscy są spóźnieni. Otwierają dawno otwarte drzwi. Ale to dobrze. Jeśli takie działania wchodzą do jakiegoś kanonu rynkowego, to znaczy, że uliczka, którą poszedłem, nie była ślepa. To jest dla mnie bardzo pocieszające i jestem zadowolony, że są ludzie, którzy
to robią. Ja w ogóle cieszę się, że ludzie zamiast mordować się i kłócić ze sobą, robią rzeczy pozytywne”.
Realizacja serii była na pewno wielkim i trudnym wyzwaniem, ale niewątpliwie bardzo satysfakcjonującym. Trudno natomiast mówić o korzyściach finansowych, bowiem płyty nie były przeznaczone na sprzedaż. „W ogóle ich nie sprzedawałem – opowiada twórca – Rozdawałem je artystom, teoretykom sztuki, muzeom. Czasem robiłem
wymiany, na przykład Bernard Heidsieck – chyba największy poeta dźwiękowy, jakiego poznałem (poza Emmettem Williamsem) – dał mi swój album płytowy „Canal street”. Kilku było artystów, z którymi się wymieniałem, wśród nich – Alvin Curran. To byli wspaniali ludzie, którzy też mieli styczność z podobnym przedsięwzięciem, ale nie nastawiali się na taką totalną działalność jak ja. Dla nich posiadanie swojej artystycznej płyty było tylko jakimś
elementem twórczości. A tutaj w Polsce to był ewenement na dużą skalę i to w czasach, kiedy wszystko było półlegalnie i nielegalnie robione”.
Czy Andrzej Mitan bał się, że ktoś przeszkodzi mu w realizacji tej niezwykłej serii i nigdy nie ujrzy ona światła dziennego? Andrzej Mitan odpowiada ze śmiechem: „Musiałby mieć ze mną do czynienia... I jeszcze błysk sztuki uroczy z odrobiną szaleństwa”.
text: Aniela Cholewińska, 2005
artykuł jest częścią pracy, która w całości ukaże się w kolejnym wydaniu magazynu „Jazz Magazine”
|