biografia
galerie obrazków
partytury
dźwięki
płyty artystyczne
performance
działania kuratoryjne
kontakt





Teoś, muzyk jak Chrystus i ja

Teosia przyprowadził do mnie Andrzej M., muzyk o wyglądzie Chrystusa i pięknym głosie, który uparł się śpiewać bez słów. Śpiewał: „jestem trawa aaa...” A potem już tylko: „aaa...”
Kiedy Socjalistyczny Związek Studentów Polskich Politechniki Warszawskiej zorganizował Juwenalia, żeby odwrócić uwagę od zajść w Krakowie, gdzie studenci w atmosferze żałoby protestowali po śmierci Pyjasa, studenta związanego z KOR (było podejrzenie, że zamordowała go SB), Andrzej M. zamiast swojego zwykłego repertuaru zaśpiewał: „Kiedy umiera człowiek...”
Andrzej M. przyprowadził Teosia i opowiedział, jak z bloku na Chomiczówce rzucał z nim ulotki wanienką. I że w pokoju Teosia w akademiku była wpadka. I że Teoś potrzebuje lokalu. Dałem mu jeden u siebie – pod moim biurkiem trzymał jakiś zdezelowany powielacz, który przychodził reperować Witek Łuczywo, a w piwnicy papier. A potem nagrałem mu rodzinną kawalerkę, którą dysponowałem. Tam trzymał całe nakłady „Robotnika”, pisma, które szło do fabryk. „Robotnik” to było coś, wiedziałem, że robotnicy hukną. Nietrudno to było przewidzieć, bo huknęli przedtem nieraz (...)
Mówi Teoś: My w „Mikrusie” drukowaliśmy kiedyś numer „Głosu” na ramce. Dla nas między prawicowym „Głosem” a lewicowym „Robotnikiem” nie było różnicy. U ludzi techniki wytworzyło się poczucie, że podziały w opozycji ich nie dotyczą. „Robotnika” drukowałem od 4 czy 5 numeru. Po jakichś tam mękach ładnie wydrukowany był numer 12 czy 13, trzeba by zajrzeć do archiwum, bo ktoś przyniósł puszkę farby z drukarni im. Rewolucji Październikowej. Drukowaliśmy w akademiku, pomagał mi Rysiu, czasem mój brat zdejmował mundur WAT i mi pomagał.
My mieliśmy ogromną wydajność. Trudno mi powiedzieć, kto wymyślił tę farbę do sita na paście „Komfort”. Pamiętam, że kupowaliśmy ją w kiosku w akademiku „Riviera”. Na rogu Marszałkowskiej i Hożej kupowaliśmy mydło malarskie, „nie kraszone”, bez wody (...)
Andrzej M., ten muzyk o wyglądzie Chrystusa, przypominam sobie, namówił mnie, żebyśmy rozdawali „Robotnika”. Jedziemy do mnie na Ursynów wieczornym autobusem, a on rozdaje, krzycząc gromkim głosem, zaprawionym od śpiewania: „Robotnik”, „Robotnik”... Spróbowałem. Rozdawałem go w autobusie, na ulicach, na postojach taxi...
Za którymś razem usłyszałem od kierowcy: „Robotnik – znam to”. Innym razem: „Daj kilka”. I kiedy zaczął się strajk autobusów w Warszawie, na początku lipca 1980 roku, jeszcze przed Lublinem, to wiedziałem, że ten strajk zrobiliśmy w jakiejś części my: ja, reżimowy dziennikarz, będący „społecznym zapleczem opozycji” i artysta, który śpiewał: „Jestem trawa, aaa...” Wiedziałem już, że wybuchnie rewolucja. Bo wszyscy brali „Robotnika”, nikt się nie bał.

Teoś – Teodor Klincewicz, szef poligrafii Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność”.

Grzegorz Nawrocki
Polak z Polakiem
„Słowo”, Warszawa 1990