|
Andrzej Mitan – Hiobowe doświadczenie jak dziki źwierz, Otrzymałem od Andrzeja Mitana wspaniały dar – płytę „Księga Hioba”. Słucham jej czasami i rozmyślam, jak pojąć to doświadczenie w dobie obecnej, by nie zboczyć? Sztuka zapomina czy raczej wypiera dziś to Hiobowe doświadczenie – liczy się sukces, porażka nie wchodzi w grę. Ale przecież doświadczenie zupełnej klęski musi być tu brane pod uwagę, choćby jako straszny obraz, którego żądni wygranej światowcy pragną za wszelką cenę uniknąć. Doświadczenie, o jakim chcę tu przypomnieć, idąc w ślady artystów, którzy nagrali tę płytę w czasie marnym (1981-1985), wydaje mi się jednak cenne, warte przyjęcia, pokochania i wyzyskania. Niekoniecznie dla sztuki, lecz dla codziennego życia, jak pisał Norwid w wierszu Fatum: Lecz on odejrzał mu, jak gdy artysta Takie przykłady można odnaleźć w dziejach sztuki, śledząc tę sapiencjalną metodę uprzedmiotawiania nieszczęścia i tym samym jego eksterioryzacji. Weźmy choćby najbardziej odpowiedni dla 2009 roku przykład z biografii Stanisława Ignacego Witkiewicza, którego 70-lecie tragicznej śmierci obecnie obchodzimy. Gdy na początku 1914 roku jego narzeczona Jadwiga Janczewska popełniła samobójstwo, świat młodego Witkacego całkowicie załamał się. Tym bardziej, że w listach do Bronisława Malinowskiego winił siebie za jej śmierć. „Gdzież jest siła moja?” – mógłby zawołać za Hiobem. I jęczał w listach, że siły go puściły. Życie straciło sens i stało się dlań Znałem w swoim życiu kilku samobójców, z którymi obcowałem mniej lub bardziej blisko – starszego, doświadczonego życiem, jak i bardzo młodych, dopiero je rozpoczynających, ambitnych i jakby zagubionych pięknoduchów. I gdy porównuję ich fatalne decyzje, to zawsze pojawia się jedna przyczyna: brak poczucia odpowiedzialności, brak doświadczenia obowiązku, który byłby tu zbawienny. Istotą Hiobowego doświadczenia nie jest potworność życiowej klęski, jaka spotyka człowieka, gdy ten traci wszystko, co kocha i ceni, lecz świadomość, Żeby to tchem samym harmonii Etos Mitana, człowieka wielkiej energii i pracy, niespożytego animatora i integratora wielu środowisk twórczych, zwłaszcza muzycznego i plastycznego, wyrasta z myśli chrześcijańskiej, a ściślej z Norwidowskiej (podobnie jak ja, studiował na KULu, gdzie kultywuje się pamięć o Norwidzie). W myśl tej tradycji, zakorzenionej w filozofii greckiej, będącej dla chrześcijaninaczynownika uzupełnieniem judaistycznej bojaźni Boga, nie może się człowiek narodzić jako wolny podmiot (osoba), jeśli nie narodzi się z trudu, z troski, z pracy, która ten trud zamienia w dzieła, a przy udziale geniuszu w arcydzieła. Podmiotowość naszej zachodniej kultury, jak wykazał Jan Patočka, rodzi się w momencie ustanowienia stosunku odpowiedzialności, który przezwycięża pierwotny orgiazm w filozoficzne misterium duszy, a następnie w tajemnicę osoby jako chrześcijańskie rozwinięcie greckiego, a ściślej platońskiego misterium podmiotu. Każde indywiduum musi tu wykonać odpowiednią pracę, przyjąć na swe barki brzemię, a wszelkie próby uniknięcia tej twórczej konieczności – jak w dzisiejszym radykalnie ironicznym, postmodernistycznym świecie – muszą ostatecznie być skazane na porażkę, ponieważ wiodą ku egzystencji sennej, połowicznej, nieprzytomnej. Dla ironisty dobro wydaje się nazbyt prozaiczne, a zło ponętne. Niemniej, szybko się on przekonuje, że zło jest banalne i potwornie nudne. Nuda zaś, jak nauczał Nietzsche, dopada tego, kto nigdy nie nauczył się pracować. Mając wykształconą przez wieki potrzebę pracy, a przy tym nie musząc czy nie chcąc pracować, ironista szybko znudzi się życiem jako ofiara tej niezaspokojonej potrzeby. Sztuka – twierdzi z mocą Andrzej Mitan – „nie jest kategorią ekonomiczną, a ja nie jestem akwizytorem. Sztuka jest i będzie elitarna, a zarazem otwarta, bezinteresownie oferując dobro w sposób piękny. Jest manifestowanym przez artystę procesem tworzenia niepodległej rzeczywistości. Powiem mocniej: jest manifestacją człowieczeństwa w świecie charakteryzującym się pogardą dla wartości duchowych”. Żeby to twierdzenie, które dla współczesnych cyników i ironistów wydaje się anachronicznym, obronić, wystarczy po prostu pamiętać o Hiobowym doświadczeniu, o fakcie, że przybiera ono w dziejach bardzo rozmaitą postać. Nie musi to być wojna, okupacja, totalitaryzm komunistycznego reżimu, stan wojenny grzebiący nadzieję Solidarnych czy obecny kryzys gospodarczy, który dla wielu ludzi oznacza koniec świata po utracie pracy (my z Mitanem coś o tym wiemy, ponieważ w pewnym okresie naszego życia straciliśmy pracę, którą bardzo ceniliśmy!), bankructwo i utratę życiowego dorobku. Hiobowe doświadczenie to nie tylko przeżycie każdej żywej istoty szamoczącej się w jakichś sidłach, jak na okładce płyty Mitana pt. „Ptaki”, lecz – paradoksalnie – czas najlepszej naszej prosperity, opływania w bogactwie, które czyni nas jeszcze bardziej sennymi, nieprzytomnymi i nienarodzonymi: Och, jakże spałby sobie człowiek, Wtedy wydarza się to, o czym śpiewa też Mitan za autorem natchnionym, i jakby za Norwidem: Kiedy umiera człowiek, umiera cząstka świata. text Kazimierz Piotrowski
|