Onomatopeja. Czy już mit Mitana?
Gdyby sądzić po atmosferze, jaka od kilku miesięcy towarzyszy występom Andrzeja Mitana, można by odnieść wrażenie, że wszyscy nagle zaczynają gwałtownie odkrywać tego wokalistę. Kogóż tu nie ma na widowni: prasa, radio, telewizja, fotoreporterzy, wiele znakomitości świata artystycznego i kwiat stołecznej bohemy.
Dość zaskakujący jest ten nagły wzrost popularności. Mitan występuje już przecież od wielu lat. W 1968 r. zakłada z przyjaciółmi grupę Onomatopeja, która wielokrotnie zwracała na siebie uwagę na różnych festiwalach. Była m.in. laureatem Festiwalu Młodzieżowej Muzyki Współczesnej Kalisz ‘72, Śpiewajmy poezję Olsztyn ‘74 i miała grono zagorzałych wielbicieli. Trudno jednak mówić o wielkiej popularności.
Ostatnio Andrzej Mitan występuje jedynie w towarzystwie autora większości wykonywanych przez siebie kompozycji, gitarzysty Jana Olszaka i... w otoczeniu obrazów artysty plastyka Cezarego Staniszewskiego.
Śpiewa pewnym, czystym głosem o ogromnej rozpiętości. Dłuższe liryczne partie śpiewane falsetem wprowadzają słuchaczy w stan autentycznego osłupienia. Cały występ jest kroniką rozwoju artystów, utwory (ze słowami Plocara, Gałkowskiego) są ułożone w takiej kolejności, w jakiej powstawały. Całość jest oryginalna, niezwykle czytelna i dobrze wyważona dramaturgicznie. Widać, że nie chodzi tu o zwykłe zabiegi formalne. Na kształt artystyczny grupy wpłynęły wszechstronne zainteresowania jej członków (Mitan studiował prawo, historię i filozofię), oraz pojmowanie swej działalności w kategoriach sztuki nie estrady. Artyści zyskali sobie spore uznanie w oczach Ministerstwa Kultury i Sztuki, które przyznało im specjalne stypendium.
Występy grupy są kontrowersyjne, ale przyciągają coraz większe rzesze słuchaczy. Pomijając walory artystyczne, trudno Mitanowi i jego kolegom odmówić pewności i wiary w to, co robią, pełnego zaangażowania i doskonałego opanowania warsztatu muzycznego. Odpowiadając na pytanie postawione w tytule, mit to jeszcze za duże słowo, ale kiedy Mitan będzie już uznaną gwiazdą, prosimy czytelników o pamiętanie, że byliśmy jednymi z pierwszych jego „odkrywców”.
text: M. Tadevosjan
|